Pierwsze układy grzewcze pojawiły się w samochodach w latach trzydziestych, z czasem udoskonalono je o wentylatory doprowadzające do kabiny powietrze zewnętrzne. Klimatyzacja trafiła do samochodów na początku lat pięćdziesiątych i nikogo chyba nie dziwi, że zadomowiła się pierwotnie niemal wyłącznie w amerykańskich „krążownikach szos”.
Fantazyjnie reklamowany w prospektach „air-conditioning” był drogim dodatkiem, ale mimo to szybko stał się jedną z najpopularniejszych opcji, a z biegiem lat standardem wyposażenia amerykańskich aut, z których obecnie tylko 10% pozbawionych jest tego urządzenia. W Europie klimatyzatory oferowano jeszcze kilkanaście lat temu niemal wyłącznie w najdroższych luksusowych limuzynach. Trendy samochodowej mody (np. nowa klasa minivanów) i walka o redukcję współczynników aerodynamicznych sprawiły, że we wnętrzach aut lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych zrobiło się najzwyczajniej za gorąco. Zwiększenie powierzchni szyb, jak i ich znaczne pochylenie doprowadziło do wzrostu obciążenia cieplnego wnętrza. Rozwiązaniem, które mogło zagwarantować odpowiednią atmosferę podróży, były jedynie instalacje klimatyzacyjne. Obecnie wszyscy producenci oferują takie układy nawet w masowo wytwarzanych autach małolitrażowych. Popularność klimatyzatorów rośnie, jasne, że spada równocześnie ich cena i to mimo znacznych technicznych udoskonaleń wprowadzanych w ostatnich latach.
W pierwszych klimatyzatorach parownik umieszczany był w bagażniku, a zimne powietrze trafiało do wnętrza przez kratki umieszczone w tylnych słupkach dachu. Z czasem parownik przeniesiono do komory silnika i zblokowano z nagrzewnicą, wentylatorem, systemem kanałów i przepustnic regulujących rozdział powietrza. W latach osiemdziesiątych pojawiły się systemy umożliwiające komfortową, dwustrefową klimatyzację różnicującą temperaturę dla kierowcy i pasażera prawego przedniego fotela.